Witajcie!
Gorąc dawał we znaki. Było ciepło, to słowo nie oddawało klimatu dnia. Na szaleńczy wypad do Huwnik namówiłem Mnicha oraz Adriana. Pojechaliśmy po południu, jak nie było już tak strasznie parno. Z tego co pamiętam - wyruszyliśmy spod domu około godziny 16.
Huwniki - widok z serpentynTrasa już standardowa, omijamy Fredropol. Znowu jechaliśmy przez błoto - chłopakom się to bardzo nie podobało

Tak ich tą polną drogą "skatowałem", że już nie mieli sił, aby wjechać na Kalwarię. W Aksmanicach stwierdziłem, iż ciekawszą trasą będzie jazda przez las, obok góry Chyb. Na podjeździe wymiękłem - brakło mi sił. Mnichowi również. Nagle za nami jedzie jakiś dziesięciolatek i ciągnie! Co za... eh, z Wojtkiem trochę zwątpiliśmy. Na moje nieszczęście zapomniałem się popryskać środkiem na owady. Obsiadły nas bąki i pogryzły. Idziemy dalej, język na brodzie, pijemy wodę. W środku lasu uzupełniliśmy bidony wodą z plecaka. Już nie prowadzimy, jedziemy.
Ja - jak jadę w lesie do HuwnikUdało się, wyjechaliśmy - ku naszym oczom poprzez serpentyny ukazał się piękny widok doliny Huwnik i krajobrazu otaczającego wioskę. Adrian pojechał na dół, ale z Wojtkiem zrobiliśmy sobie zdjęcia.
Mnichu wraz z rowerem na serpentynachZjeżdżamy, faja! Ostrożnie, bo moglibyśmy wyrobić na zakrętach. W końcu ostatnia prosta. Ponad 50 km/h. Kierujemy się ku babci. Tam usłyszałem tekst "dzisiaj nie ma pierogów"

Ale ja przyjechałem się sprawdzić, a nie na obiad. Trochę odpoczęliśmy w chłodnym domu, przebrałem całkiem mokrą bluzkę i pojechaliśmy do mojej kuzynki pochwalić się, że dotarłem. Była w szoku

Wraz z całą rodziną wszyscy wyszli przed dom. Chwilę sobie porozmawialiśmy i pojechałem dalej. Kolejne miejsce - dom cioci. Miałem zabrać taty wędkę, bo chcieliśmy pojechać nad Solinę. Złożyłem spinningówkę i zamocowałem do bagażnika.
Wędka przymocowana do bagażnika mojego roweruPożegnałem się z ciocią i razem z chłopakami wyjechaliśmy z Huwnik. Byliśmy dość wyczerpani, więc jechaliśmy przez Sierakośce. Chłopaki śmiali się ze mnie, że koło mi do Wiaru wpadnie i będę je łowił wędką

Jaka wiocha

W pewnym momencie zatrzymuję chłopaków - "chyba zgubiłem telefon po drodze!". Szukam, jest. Wyprzedzają nas jakieś gówniarze. Ruszamy. Pyciu i Mnichu wołają do mnie - "Dawaj ich, wyprzedzaj" - tak się rozpędziliśmy i ja - ręce do przodu - wrzeszczę - Dajemy!! aaaa! - a tu przede mną dziura wielkości studzienki i łup!



Zatrzymaliśmy się. Rower opanowałem i nie wpadłem, ale za to przekrzywiłem i obluzowałem kierownicę. Dało się jechać dalej, więc gonimy do Fredropola. Chłopaki chcieli się spotkać z Pauliną. Okazało się, że była w Młodowicach. Podjechaliśmy do jej baru. Rzeczywiście, siedziała w nim z koleżanką. Było już ciemno. Wracamy. Okazało się, że tylko ja mam oświetlenie

Znowu powrót w ciemnościach. Ludzie z naprzeciwka świecą nam długimi po oczach - kompletne oślepienie. Ciężko, noc, zmęczenie dają się we znaki. Już czułem, że to najdłuższa trasa. Ledwo wróciliśmy. Jeszcze miałem podlać pomidory, ale już brakło mi sił. Koledzy zostali z jakimiś dziewczynami na obozowej - czekałem na nich na działce, ale już komary mnie gryzły i musiałem uciekać. Ledwie się trzymając na nogach dotarłem szczęśliwie do domu. Cieszyłem się, gdyż nigdy nie myślałem, że uda mi się dojechać tak daleko.
Statystyki trasyDST: 65,5 km
MXS: 49,9 km/h
AVS: 18,2 km/h
TM: 3:37 h
Pozdrawiam