Takiego poślizgu z wpisami od kiedy prowadzę bloga jeszcze nie miałem. Najpierw nałożyły się problemy z montażem filmów, potem brak czasu, chęci i w efekcie miałem obsuwę praktycznie o długości jednego semestru na studiach. Porażka.
Jako, że niebawem, po trzech miesiącach przerwy, wsiadam na siodełko wypada króciutko podsumować ubiegłoroczny rok z perspektywy dwóch kółek. Na początek zacznę od suchej statystyki.

Rok 2016 w liczbach
Łączny dystans: 4050,9 km (z tego 57% to trasy)
Łączny czas jazdy: 220 h i 41 min
Ilość planowanych wycieczek: 33 (średnia ich prędkość 19,01 km/h)
Dni "z rowerem": 145
Przekładając to na wrażenia mogę powiedzieć, że był to udany sezon. Wiele tras po sto kilometrów (gdzie jeszcze w 2013 roku zastanawiałem się, czy w ogóle mam na tyle siły aby przejechać aż tyle). W końcu udało mi się zrealizować życiowe marzenie o przejechaniu Przemyśl-Kraków jednego dnia, przez co zbliżyłem się do magicznej bariery 300 kilometrów (brakło jeszcze 17,5) i to na czarnym Magnumie. Rowerze, który w 2014 roku złożyłem z myślą o dojazdach na uczelnię i na krótkie wycieczki, a nie szosowe eskapady. Przyspieszyłem; w górę skoczyła zarówno średnia prędkość wycieczek, jak i ogólna. Trochę odpuściłem również końcówkę roku (pogoda zachęcała bardziej do wygrzewania się przy kominku, niż kręcenia), przez co przejechałem nieco mniej niż w ubiegłym sezonie. Inną kwestią jest to, że ten rok był jakby "męczący". Zaczęło się od wycieczki na Pustynię Błędowską i ciągnęło przez kolejne miesiące. A może to po prostu efekt podniesienia sobie poprzeczki?
Plany na przyszły rok są, ale nie chcę zapeszać. Na tą chwilę czarny Magnum dostał piastę + kasetę (zamiast wolnobiegu), nowy łańcuch, drugi uchwyt na bidon oraz nową przerzutkę przednią (stara pamiętała moją komunię 15 lat temu).
Oczywiście dziękuję wszystkim, którzy ze mną jeździli. Życzę, aby ten rok był lepszy od poprzedniego oraz w dalszym ciągu czerpania przyjemności z jazdy na dwóch kółkach

Pozdrawiam