Sorry, że tak długo nie pisałem. W sumie to nic nie pisałem. Nawet ostatnie dwa wpisy dokończyłem z trzymiesięcznym opóźnieniem...
Nauka na studiach pochłania większość mojego czasu, dlatego też kiedy siadam przy laptopie nie mam weny czegokolwiek więcej tworzyć.
Rok 2012 za nami, więc pora na podsumowanie wszystkich wycieczek z ubiegłego roku

Przed sezonem
Właściwie przed sezonem nic szczególnego się nie działo. Ja postanowiłem jednak, że ramie przydałyby się nieduże poprawki lakiernicze, w związku z tym rower znów był w częściach pierwszych. Przy okazji gruntownego przeglądu stwierdziłem, że czas na wymianę i porządną konserwację napędu, tj. wymiana łańcucha, wolnobiegu oraz gruntowne czyszczenie pozostałych elementów.
W międzyczasie zbudowałem ładowarkę USB. Był to powód do przerobienia instalacji elektrycznej.
Napęd po wymianie
Nieco później postanowiłem przebudować przednią lampę na diody LED (szerzej opisywałem w TYM temacie).
Z innych zmian to wymiana pedałów na DeOne PD-DE005 co dało mi większą przyczepność obuwia i zwiększyło komfort jazdy.
Ponadto, największą nowością dla mnie było przystosowanie smartfona do wycieczek i końcowy efekt - logowanie przebiegu trasy z wysokościami i prędkościami chwilowymi.
Po tych wszystkich technicznych zmaganiach zostało tylko jeździć

W trakcie sezonu...
Pierwszą przemierzoną (z Mnichem) trasą był krótki dystans do Torek. Dało nam w kość ze względu na zimny, boczny wiatr, który dokuczał w drodze powrotnej.
Potem przerwa, aż do końca nauki w liceum (27 kwietnia). Od tego czasu mogłem pozwolić sobie na dłuższe wypady, o ile nie powtarzałem do matury

Nie wszystkie jednak były przemyślane.
Błędem, który mógł nas kosztować zdrowie (a może i życie!) była wycieczka po Połoninkach Kalwaryjskich. To dość nierozsądne wybierać się w stronę Pogórza Przemyskiego, skoro zapowiadali nawałnice, mimo początkowo pięknej pogody i bezchmurnego nieba.
Stało się. W samym środku odludzia (wysiedlone wioski), w lesie, na znacznej wysokości (powyżej 400 m n.p.m) zastała nas burza z gradobiciem. Od ulewy nic nie było widać, a niedaleko nas ciągle uderzały pioruny. Byliśmy na wysokości 603 m n.p.m, czyli 14 m poniżej najwyższej góry Pogórza - Suchego Obycza.
Spasowaliśmy ponad 20 km od domu, każdy był zziębnięty i z wyszorowanymi przez wodę hamulcami. Nikomu nie życzę takiej wycieczki.
Na kolejnych trasach miałem więcej szczęścia do pogody, chociaż drugi raz (jak byłem sam) na Kalwarii zastała mnie znów burza. Tym razem zatrzymałem się u rodziny, więc nie zmokłem jak kura


Gdzieś w drodze
Późniejsze wycieczki były planowane bardziej dokładnie, a także nie przekraczały 40 km. Nie będę się powtarzać - wszystko już zostało opisane

Wraz z wyjazdem na studia zabrałem do Krakowa i rower. Niestety, te drogi mu nie służą, a ja nie zachowałem należytej ostrożności i na wiosnę muszę przywieźć koła do naprawy

Statystyki liczbowe:
Czas trwania: 209 dni 7 h i 45 min (od 17.03 g. 12:15 do 12.10 g. 21:00)
Przejechanych tras poza miasto: 24
MXS: 63,4 km/h (Zalesie 10.06.2012)
AVS: 21 km/h (Rożubowice 26.04.2012)
DST: 58,534 km (Kalwaria P. 11.09.2012)
TM: 3:55 h (Kalwaria P. 11.09.2012)
Łączny roczny dystans: 1779,9 km (40% z tego to trasy). Wynika to przede wszystkim z innych priorytetów i niestety uszkodzenia kół w Krakowie...
Mam pewien niedosyt. Nie tyle w kwestii ogólnego dystansu, co wycieczek. Nie udało mi się przejechać w tym roku wymarzonej (od sezonu) '11 setki - planuję, planuję i... nic. Pechowo też wyszło z wyjazdem w stronę Paportna. Ta trasa przygotowana była na ponad 70 km, ale wyszło jak wyszło. Również z Kopystańką nie wypaliło.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku doprowadzę rower do stanu używalności i będę mógł spokojnie śmigać po Mieście Rowerów, a na wakacjach, kiedy wrócę, spełnią się moje marzenia: przejadę wszystkie trasy na nowym jednośladzie

Podziękowania dla wszystkich, którzy przemierzali ze mną okolice i przecierali nowe szlaki

Sezon rowerowy 2012 uważam za zakończony.